Flow/Przepływ Nowe Sytuacje, Malta Festival Poznań 2012



Projekt graficzny ulotki: Ewa Klepacz 


Przepłynęliśmy Poznań.

Nowo Sytuacyjny Flow już za nami. Tak jak mieliśmy nadzieję, nie obyło się bez wielkich emocji, mimo że znaczna ich część została ulokowana w zupełnie nie spodziewanym kontekście.

Idiomem tegorocznego Malta Festivalu są Akcje Azjatyckie dlatego też odnieśliśmy się do tematu płynności granic pomiędzy szeroko pojętym "wschodem" i "zachodem". Nie przypadkowe było zestawienie artystów biorących udział w projekcie - Łukasz Trusewicz w swoich instalacjach i performances poddaje analizie istotność różnych punktów wyznaczających miejską strukturę jak i nawiązuje do problemów agresji, wykluczenia i funkcjonowania sztuki w obszarach publicznych. Działania Ting-Tong Changa były realizowane zarówno w Tajwanie  jak i w przestrzeniach wielu miast europejskich. Zapraszając uczestników do projektu związanego z Poznaniem miejscem dla niego nieznanym- Ting Tong sam stał się również azjatycką inwestycją w naszym mieście.

Zaczęło się spokojnie i przewrotnie - już przy pierwszym postoju wszyscy uczestnicy otrzymali w pamiątkowym prezencie autentycznie azjatyckie gadżety wprost ze Sklepu Chińskiego, przyniesione przez Łukasza Trusewicza  który tym samym rozpoczął działania. Artysta odniósł sklepowy koszyk i ruszył z nami w dalszą podróż, za poznański Stadion Miejski. Pod czujnym okiem robotników, wciąż pracujących mimo sobotniego popołudnia, mając w tle perspektywę okazałej budowli, Trusewicz rozłożył na pasie ziemi sztuczną murawę. Dalsze działanie było połączeniem szeregu czynności, które wykorzystywały zarówno estetykę zabaw na boisku jak i  atrybuty kibiców związanych z sąsiadującym obiektem  w postaci szalików Lecha, Warty i reprezentacji Polski. Całe działanie może być  odczytane jako komentarz do absurdalnych sytuacji nieekonomicznego sposobu wydatkowania miejskich pieniędzy przeznaczonych zarówno na modernizację stadionu jak i całego miasta.

Trudno  jednak nie odnieść się również do interpretacji działania, przez Poznańskich kibiców Lecha, wśród których po publikacji dokumentacji w Internecie zawrzało. Działanie Trusewicza zostało odczytane jako hańbiące dla barw Lecha i wywołało burzliwą aczkolwiek możliwie potrzebną dyskusję pomiędzy wygrażającymi artyście kibicami - dla których szalik jest rzeczą niemalże świętą, a przeciwnikami tempa doprowadzających  do paraliżu ruchu ulicznego przemian miasta. Budzące gwałtowne reakcje poznańskich kibiców działanie polegało na wycięciu liter z szalików Lecha Poznań, Warty Poznań i reprezentacji Polski, które następnie zostały połączone w napis "praca wre" i powieszone na płocie stadionu. Po przeczytaniu kilku internetowych  komentarzy  nie trudno odgadnąć dlaczego akurat moment cięcia szalików okazał się tak kontrowersyjny. Fetyszyzujące podejście do akurat tego kawałka materiału uczyniło z niego przedmiot quasi religijny, a kibicowanie w wersji pokazanej przez komentujących urosło do rangi kolejnego wyznania.
Sam akt pocięcia szalików, mimo, że nie miał na celu szargać niczyich idei, okazał się w ten sposób również komentarzem do footbolowego biznesu, który oparty jest w dużej mierze na produkcji i sprzedaży towarów (również sprowadzanych z  Chin).

Przez cały czas akcji z szalikami na środku wyłożonej trawy leżała przybita do ziemi piłka, która tracąc powietrze i fason, podobnie jak w wywołanym sporze stała się jedynie niepotrzebnym, pozbawionym znaczenia przedmiotem.

W dalszej części podróży udaliśmy się pod Pomnik Bohaterów wieńczący wysokie schody prowadzące na Cytadelę, który poprzez zabiegi Trusewicza i kilka świec dymnych pogrążył się w gęstej mgle. Obserwowany z poziomu schodów obelisk z dynamicznie wydobywającym się spod niego dymem przywodził na myśl obraz startującej rakiety. Sam artysta rozpłynął się we mgle, natomiast na pomniku pojawiła się dodatkowa, druga pięcioramienna gwiazda tyle, że w kolorze niebieskim, nasuwająca skojarzenie między innymi  z poznańskim "know-how".

Ponownie spotkaliśmy Łukasza, który z taboretem w ręku szedł ścieżką w kierunku Parku Dąbrowskiego za Starym Browarem. W miejscu gdzie ścieżkę przecina postawiony tutaj płot Trusewicz zmagając się zarówno z materią ogrodzenia jak i ograniczeniami własnego ciała przeszedł na drugą stronę, pod czujnym okiem pilnującego parku ochroniarza. Płot - będący dziełem japońskiego artysty, został wytyczony bez uwzględnienia otoczenia - istniejących wcześniej ścieżek, zamieniając miejsce mające służyć wypoczynkowi w komunikacyjną barierę. Artysta zabierając swój ekwipunek oddalił się, opuszczając tym razem ostatecznie uczestników działania, którzy zostali wywiezieni na Poznań Wchód- jedną z miejskich stacji kolejowych. Tym samym  mały dworzec PKP stał się zarówno końcem podróży (na wschód) wynikającej z działań Łukasza Trusewicza jak i początkiem podróży (ze wschodu) Ting-Tong Changa.

Pozostawiliśmy uczestników w stanie błogiego relaksu dzięki wspaniałej aurze i dużym zestawom kanapek i okolicznej łące. Nieszczęśni nie zdawali sobie sprawy, że to ostatnie chwile rozluźnienia przed działaniem Changa. Pasażerowie zostali ustawieni w linii, w czarnych płóciennych workach na głowie oczekując na wprowadzenie do zaciemnionego autokaru. Ruszając zostali skonfrontowani z całkowitą ciemnością - nie wiedzieli dokąd jadą, nie mieli możliwości komunikowania się. Siedząc w ciemności zostali niejako zmuszeni do wysłuchania nagrań odtwarzanych w autobusie. Opowieści o najpiękniejszych snach powrotu do domu, relacje koszmarów, z których człowiek budzi się z krzykiem, przedstawione z obcym akcentem historie o znaczeniach i symbolach  budziły najróżniejsze obrazy w głowach uczestników. Jedni zmagając się z własnymi lękami i klaustrofobią próbowali zmusić się do relaksu, inni odczuwali lęk opresyjnej sytuacji, nie odzywając się jednak bojąc się zaburzyć panującą atmosferę. Nagrania snów mieszkających w poznaniu imigrantów odtwarzane w całkowitej ciemności i ciszy zaburzanej jedynie przez dźwięki silnika i miasta nabierały dużo większej mocy. Niektórzy pasażerowie poczuli się zrelaksowani - nawet do tego stopnia, że zasnęli. Inni nie zdążyli usłyszeć wszystkich nagrań gdyż po kilkunastu minutach zostali wyprowadzeni z autokaru i zostawieni w przypadkowym miejscu. Postawieni w sytuacji imigrantów, porzuceni w nieznanej miejskiej okolicy, sami musieli odnaleźć drogę powrotną do domu. Co kilka minut kolejna osoba opuszczała autobus : zdezorientowana i zaskoczona, bądź szczęśliwa z odzyskania władzy nad wszystkimi zmysłami. Niektórzy stali nadal w worku na głowie, oczekując ciągu dalszego, niemalże nie wierząc w niespodziewane zakończenie całej sytuacji.

Działania obu artystów uzupełniły się na zasadzie przeciwności. Projekt Ting-Tong Changa odniósł się do pojęcia Flow jako stałego, niezależnego i nieokreślonego  ruchu materii, nie posiadającego początku ani końca. Nawiązując do filmu Blind Chance (Przypadek) Kieślowskiego, artysta stworzył sytuację, która niezależnie od punktu wyjścia, kończy się zawsze podobną sceną. Chang zaprosił odbiorców do zaangażowania, w  opozycji jednak do działań Trusewicza, w pewien sposób narzucając im swoją wolę. Mimo sytuacji z założenia niekomfortowej pasażerowie nie manifestowali niezadowolenia i całkowicie poddali się zainicjowanym przez Ting -Tonga działaniom.     
Łukasz Trusewicz nie zmuszał odbiorcy do żadnych działań, nie namawiał do integracji, oporu, buntu ani zgody z manifestowaną sytuacją. Mimo to bunt ten wywołał, choć nie bezpośrednio wśród samych uczestników projektu lecz pośród odbiorców komentujących wyrwany z kontekstu fragment jednego z działań.

Kto w swoich" akcjach azjatyckich" okazał się bardziej "wschodni" - twórca z Polski czy Azjatycki artysta na co dzień żyjący w europejskiej, multikulturowej metropolii ? Odpowiedź na to pytanie zostawiam już samym uczestnikom podróży.

Agnieszka Szablikowska




Zdjęcia: Maciej Zakrzewski












































                                                                                    Zdjęcia: Maciej Zakrzewski

Brak komentarzy: